sobota, 23 marca 2013

Tatry2006 - Krzyżne

Punkt wyjścia – Brzeziny – Krzyżne– znaki czarne, żółte, czerwone, żółte, niebieskie, czarne
Czas przejścia -ok 5h Krzyżne, 4h Murowaniec (przez Granaty) ok 2h Brzeziny.

Huhu. To był ambitny plan. Na szlak wyszliśmy o świcie, pogoda nie najgorsza. Trasę do schroniska Murowaniec specjalnie wybraliśmy inną (zawsze chodziliśmy Doliną Jaworzynki od Kuźnic), gdyż nie byliśmy jeszcze w Dolinie Suchej Wody. Początek trasy nie zostawił w naszej pamięci zbyt wielu szczegółów, oprócz tego, że droga była ubita i wygodna. 


Pod schroniskiem zrobiliśmy pierwszą przerwę na kanapki, ale szybko wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Doliny Pańszczycy. Trasa była całkiem przyjemna, jednak pogoda zaczęła niestety się psuć. Gdy dotarliśmy do Czerwonego Stawu ciężkie chmury wisiały nad nami, nastrój podupadł. 




Większa część grupy nie chciała ryzykować załamania pogody wysoko w górach, więc postanowiliśmy zawrócić. Jedna osoba nie mogła odżałować bliskości Krzyżnego i postanowiła samotnie zrealizować pierwotny plan. Wróciliśmy więc do Murowańca i czekaliśmy prawie 3h na powrót naszego samotnika. Powrócił szczęśliwy i mokry (trasę podziwialiśmy później na zdjęciach). Po wypiciu gorącej herbaty i pokrzepieniu się posiłkiem wróciliśmy do parkingu w Brzezinach.

Przewodnik: Zbigniew Korosadowicz Tatry Polskie i Zakopane
Mapy: Szlaki Turystyczne Tatr Polskich – mapa nr 3 (wydawnictwo Nefryt)
              Tatry Wysokie i Bielskie (wydawnictwo ExpressMap)

czwartek, 21 marca 2013

Tatry 2006 - Białka Tatrzańska

Pogoda od rana była kiepska, do tego dopadło nas zmęczenie po wędrówce na Kozi Wierch, więc zdecydowaliśmy się lepiej poznać Białkę Tatrzańską.


 Na początek poszliśmy nad rzekę Białkę, gdzie spotkaliśmy kilku wędkarzy. Woda tym razem po obfitych opadach była brunatna, ale otoczenie rzeki było bardzo przyjemne. Szliśmy kawałek wzdłuż koryta, puszczając kaczki po wodzie. 


Po jakimś czasie odbiliśmy z powrotem do drogi i wyruszyliśmy w kierunku wyciągów narciarskich. Przeszliśmy się na Kotelnicę trasą pod wyciągiem krzesełkowym. Z Kotelnicy rozciągała się wspaniała panorama okolicy. Dalszy spacer skierowaliśmy w stronę okolicznej polany, a resztę trasy pokonaliśmy lasem. Mijaliśmy dość intensywne prace budowlane tworzonego wówczas ośrodka Bania (teraz to taki kurort).


środa, 20 marca 2013

Tatry 2006 - Na Kozi Wierch

Punkt wyjścia – Palenica Białczańska – Kozi Wierch – znaki czerwone, zielone, niebieskie, czarne(powrót tą samą drogą)
Czas przejścia - ok 4,5h Kozi Wierch, zejście Palenica Białczańska ok 3,5h.

Ambicje jednego z członków wyprawy musiały zostać zaspokojone zdobyciem Koziego Wierchu. Pogoda była niezła w związku z tym bez obaw wyruszyliśmy w wyprawę. Nie da się ukryć, że wybraliśmy trasę łatwiejszą - od doliny Pięciu Stawów. Pierwszy odcinek do Wodogrzmotów Mickiewicza pokonaliśmy dość szybko, z tłumem idącym do Morskiego Oka. Następnie skręciliśmy w Dolinę Roztoki, gdzie spacer w dużej części biegł lasem. W dalszym odcinku szlak stopniowo piął się w górę i coraz lepiej widać było ściany gór. Zielony szlak prowadzi pod samą Siklawę, gdzie zrobiliśmy obowiązkowe zdjęcie. 


Słońce trochę przygrzewało, efekt był taki że dosłownie lała się z nas woda. Fragment spod Siklawy do Wielkiego Stawu zajął nam chwilę. W cudnej Dolinie Pięciu Stawów zrobiliśmy sobie zasłużona przerwę na posiłek.



 To była połowa naszej trasy na Kozi Wierch. Przed nami początek wspinaczki. Wchodziliśmy w bardzo zróżnicowanym tempie. Nasza grupa rozciągnęła się bardzo. Stopniowo niestety psuła się pogoda, więc widoki ciągle zasłaniały chmury. 
Bez większych trudności dotarliśmy na szczyt (po drodze nie ma żadnych ubezpieczeń), na szczęście nie było zbyt dużo ludzi. Trudno nam określić widok z Koziego Wierchu, gdyż niestety na górze otaczały nas chmury. Były tylko krótkie momenty, gdy wiatr rozwiewał chmury i mieliśmy okazję zobaczyć fragment Orlej Perci od strony Koziej Przełęczy. Aż ciarki przechodziły.



 Wypiliśmy obowiązkowe kakao i zjedliśmy tryumfalnie snickersy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Szło nam powoli, choć niektórzy wspinali się i schodzili po dwa razy (z powodu braku ekstremalnych doznań ;) ).


 Z mniejszym bądź większym natężeniem doszliśmy do parkingu. Po drodze zatrzymaliśmy się na jedzonku w knajpce w Białce – należało nam się.

Przewodnik: Zbigniew Korosadowicz Tatry Polskie i Zakopane
Mapy: Szlaki Turystyczne Tatr Polskich – mapa nr 2(wydawnictwo Nefryt)
              Tatry Wysokie i Bielskie (wydawnictwo ExpressMap)

wtorek, 19 marca 2013

Tatry 2006 - Dolina Kościeliska i Jaskinia Mroźna


Punkt wyjścia Kiry – Jaskinia Mroźna – szlak zielony, czarny.
Czas przejścia – około 1h do Jaskini Mroźnej, zwiedzanie około 50 min, powrót Kiry ok. 1h.

Niestety następny dzień był całkowicie pochmurny. Padało i nie wyglądało jakby miało się coś poprawić. By nie siedzieć bezczynnie udaliśmy się na spacer po Dolinie Kościeliskiej (w naszych foliach ochronnych :P). Celem miała być jaskinia Mroźna.
Jak się okazało wiele osób miało podobny pomysł. Mijając tłumy dotarliśmy do wejścia jaskini. Po zakupie biletów wstępu ruszyliśmy z grupą zwiedzać jaskinię. 


Kto był ten wie, że nie jest to ekstremalna wyprawa. Jaskinia jest świetnie przygotowana dla zwiedzających, dobrze oświetlona a trasa nadaje się dla każdego typu turysty (choć wejście w klapkach i spódniczce to już przesada..). Warto przejść trasę przez jaskinię, poprzeciskać się węższymi przejściami i poczuć ten specyficzny wilgotny zapach (spacer z przewodnikiem trwa około 50 min.). Wyjście z jaskini jest z drugiej strony grzbietu, ale szlak dość szybko kieruje z powrotem do Doliny Kościeliskiej. Pogoda poprawiła się i resztę spaceru odbyliśmy już bez deszczówek.




Mapy: Szlaki Turystyczne Tatr Polskich – mapa nr 5 (wydawnictwo Nefryt)

poniedziałek, 18 marca 2013

Tatry 2006 - Dolina Białej Wody

Punkt Wyjścia -  Łysa Polana kierunek Polski Grzebień – szlak niebieski.
Czas przejścia - ok. 5h do punktu ostatecznego, powrót około 4h.

Pierwszą wyprawę zaplanowaliśmy do Doliny Białej Wody po słowackiej części Tatr. Na wstępie od razu dodamy, że naszym celem był spacer po samej dolinie, nie chcieliśmy pierwszego dnia porywać się na zdobywanie większych wysokości czy szczytów (kondycja ekipy rewelacyjna nie była ;)). Trasę wybraliśmy po przeczytaniu opisu w przewodniku Józefa Nyki, podobno dolina ta należy do najpiękniejszych w Tatrach.
Pogoda była pochmurna, ale nie padało. Początkowo trasa biegła przez las, wygodną drogą. 


Niezliczoną ilość razy przekraczaliśmy strumienie, a dźwięk potoku towarzyszył nam prawie przez całą czas. Po drodze zatrzymaliśmy się w leśniczówce TANAPu (na polanie Białej Wody), skąd roztacza się piękny widok (choć trochę był przysłonięty chmurami). Dalsza trasa była częściowo lasem, częściowo polanami, delikatnie pod górę.



 Bujna roślinność otaczała nas z każdej strony. Na polanach intensywnie pachniały kwiaty, była dość duża wilgotność, wokół ściany wysokich gór... Po dotarciu do Polany pod Wysoką rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Część z nas miała jeszcze siłę i chęć dotarcia jeszcze kawałek wyżej. 



Krok za krokiem coraz wyżej aż w końcu dotarliśmy do Litworowej Doliny, która przywitała nas przecudną panoramą. Gdy nacieszyliśmy oczy, napstrykaliśmy zdjęć i odżywiliśmy się kanapkami ruszyliśmy w dół do reszty grupy. 




Powrót dla większości z nas okazał się katorgą. Nogi odmawiały posłuszeństwa i nie mogliśmy doliczyć się ile zakrętów i przejść przez potok nam jeszcze zostało. Ale w końcu późnym popołudniem dotarliśmy do auta i mimo obolałych nóg i pęcherzy na stopach byliśmy pełni cudnych wrażeń.

Przewodnik: Józef Nyka – Tatry Słowackie
Mapy: Szlaki Turystyczne Tatr Słowackich -mapy nr 1,2 (wydawnictwo Nefryt)
                Tatry Wysokie i Bielskie (wydawnictwo ExpressMap) 

niedziela, 17 marca 2013

Tatry 2006 - Podróż

Z tego co pamiętamy był to spontaniczny pomysł na kilka dni w górach. Zgadaliśmy się z trójką bliskich nam osób i postanowiliśmy bez szczegółowych planów wyrwać się do Białki Tatrzańskiej. Mieliśmy jak na tamte czasy duże udogodnienie, gdyż pojechaliśmy autem :)


W Białce okazało się, że oczywiście pada, ale praktycznie w pierwszym dostępnym domu z napisem „pokoje” pani zaproponowała nam pokój za bodajże 13 zł (o ile pamiętam, idąc do niej stwierdziliśmy coś w stylu – jak będzie powyżej 40zł to nie zostajemy. Od tego czasu chyba już nie znaleźliśmy tak tanich noclegów). Radość dla nas ogromna, gdyż fundusze jak zwykle były ograniczone. Pierwszy rekonesans mimo deszczu dawał nadzieję, sama Białka bardzo nam się spodobała (na tamte czasy było bardzo mało turystów). Przy piwku w barze Pstrąg ogarnialiśmy mapy i szacowaliśmy nasze siły.


sobota, 16 marca 2013

Włochy Klasyczne - Dzień Ósmy - Asyż, San Marino i podsumowanie

Na koniec wyprawy „Włochy klasyczne” zaplanowano Asyż. Głównym punktem było zwiedzenie Bazyliki św. Franciszka, ale przyznamy się, że dyskretnie uciekliśmy by móc zobaczyć coś co nas bardziej interesowało - urokliwe miasteczko. Było przecudnie cicho i pusto. Zabudowa kamienna i piękna panorama co chwile ukazująca się między budynkami. 


Dodatki dodające uroku tego miejsca – małe sklepiki z ceramiką, pięknie wydecoupagowane tabliczki przedstawiające właścicieli budynków, drzewa wkomponowane w kamień. 


 
Mieliśmy jednak tylko chwilę na zapoznanie się z otoczeniem, gdyż jeszcze w drodze powrotnej do Polski musieliśmy zajrzeć do San Marino, gdzie jedyną okazją miał być zakup głównie alkoholu w strefie bezcłowej. Pamiętamy jak wjeżdżało się ostro pod górę. I pamiętamy sklepy z tabliczkami po Polsku „zapraszamy na darmową degustację”. Pozwoliliśmy sobie nie skorzystać i odpoczęliśmy w cieniu drzew czekając na powrót wycieczki. 

Następnego dnia po nocy w autokarze nasza wycieczka się zakończyła w Łodzi.


 
Podsumowując była to bardzo intensywna wycieczka. Zdobyliśmy ogromną wiedzę na temat zabytków, ale prawdziwych Włoch nie poznaliśmy. Mieliśmy wrażenie, że podczas całej tej wyprawy spotykaliśmy mnóstwo ludzi – ale były to tłumy turystów z całego świata a nie Włosi (no sporadycznie pan w sklepie czy pan kelner). Jednak dzięki tej wyprawie wiedzieliśmy, że do Włoch wrócimy, ale już na własną rękę, z własnym programem i z przewodnikiem - w ręku.


Dla kogo taka wycieczka?
Dla osób ciekawych świata, ale nie mających odwagi i czasu na zaplanowanie własnej podróży. Wszystko podane na tacy – wybieramy wycieczkę i program, który nas ciekawi, reszta już nas nie interesante (dojazd, ceny, trasy, nocleg, posiłki, bilety wstępu). Trzeba jednak pamiętać, że jest to opcja dla osób o dobrej kondycji. Wycieczka jest nastawiona na to, by każdy punkt programu odhaczyć i nie ma czasu na głębsze zastanowienie. Przewodnicy w większości bardzo ciekawie opowiadają o miejscach, ale nikt normalny nie jest w stanie wszystkiego zapamiętać (dlatego warto zabrać ze sobą dodatkowo przewodnik). Czyli „Tu byłem, zobaczyłem i nic więcej nie pamiętam”. Ach i jest to opcja dla osób społecznie otwartych (na polskie klimaty wycieczkowe), nas nerwy brały – trudno zrozumieć czasem roszczeniowy charakter i ciągłe pretensje zupełnie bezpodstawne (śniadanie jest kontynentalne dlatego nie ma jajecznicy na śniadanie; schaboszczaka nie podają na kolację, bo to nie Polska; jak nie wolno wchodzić do basenu, to nie właźcie; powolne mówienie do kelnera po polsku nie pomoże mu w zrozumieniu języka polskiego itd. itp.) Są też takie miejsca, gdzie po prostu bezpieczniej jest się wybrać na wycieczkę zorganizowaną.

piątek, 15 marca 2013

Włochy Klasyczne - Dzień Siódmy - Capri i Neapol

Następnym punktem programu był rejs na Capri. W sumie nasza wycieczka nie oddała chyba klimatu tego miejsca.


 Zdążyliśmy szybko wdrapać się do ogrodów Augusta, skąd pamiętamy ładną panoramę i ogrom kwiatów. Mieliśmy sekundę, by wskoczyć do morza i spróbować owoców morza w poleconej przez panią Pilot restauracji.



 Najważniejszym punktem programu był rejs dookoła wyspy (kilka wycieczek na 1 stateczku i lektor mówiący po kolei tekst w kilku językach).


 Po powrocie z Capri (podczas rejsu powrotnego dosłownie urwał nam się film) wsiedliśmy do autokaru i pojechaliśmy do Neapolu. Tu duże zaskoczenie, gdyż Neapol zwiedziliśmy głównie z okien autokaru. Po drodze wsiadła do autokaru pani przewodnik, która na szybko opisywała dzielnice i charakterystykę regionu. Na chwile zatrzymaliśmy się w jakimś punkcie widokowym, by zrobić zdjęcie na tle Wezuwiusza.



 Odbyliśmy tez krótki spacer po jednej z dzielnic- widzieliśmy z zewnątrz Pałac Królewski i Galerię Umberto. Oczywiście opowieści pani przewodnik przebiły najbardziej oczytane kryminały czy mafijne historie. Na ulicy spotkaliśmy człowieka, który próbował sprzedać nam wszystkim pocztówki – pani przewodnik zaleciła zakup mówiąc - „zróbcie to by nie musiał robić tego co kiedyś”. Cóż, ogólnie sami mordercy, syf, brud i mafia – według przewodniczki – my widzieliśmy mało, zupełnie wie wiemy jaki jest Neapol.

czwartek, 14 marca 2013

Włochy Klasyczne - Dzień Szósty - Monte Cassino i Pompeje

 Kolejnego dnia z rana wyruszyliśmy w dalsza podróż autokarem - przed nami znów podróż do antycznych czasów w Pompejach. Po drodze jednak przystanek w Monte Cassino – ekspresowo zwiedzamy cmentarz i opactwo Benedyktynów.



 Gdy dojechaliśmy do Pompejów znów bramki w wejściu, ale szybko poszło – dość dobrze zorganizowany punkt ze sprzedażą biletów wstępu. Pierwsze co pamiętamy to piekło z nieba. Ukrop masakryczny. Teren ciągle odkrywany, dość duży. Co w Pompejach jest każdy wie, dość dobrze zakonserwowane eksponaty..A pani przewodnik standardowo podsycała naszą ciekawość różnymi opowieściami w stylu „a tu drodzy państwo był dom uciech”.




Wieczorem zakwaterowanie było w cudnej miejscowości Sorrento, hotel mieścił się na wzgórzu, a nasz pokój był na poziomie -3. Niestety kolacja upłynęła nam na rozmowie z niezbyt lubianą przez nas rodziną ze Stanów i ojej..ojej..ojej..oj nie..nawet nie daliśmy rady zjeść obiadu do końca.


środa, 13 marca 2013

Włochy Klasyczne - Dzień Piąty - Watykan

Kolejny dzień i kolejna intensywna wycieczka – tym razem Watykan. Dojazd podobnie jak dnia poprzedniego – metro. Tym razem czuliśmy się już bardziej normalnie, nawet nie napadł na nas nikt :P To co pamiętamy z Watykanu to gigantyczna kolejka do muzeów Watykańskich. Nie przesadzamy. Mieliśmy wrażenie, że kolejka obejmowała cały Watykan dookoła. W skwarze, wzdłuż murów posuwaliśmy się w ślimaczym tempie. W międzyczasie pod prąd przesuwały się grupy żebrzących rumuńskich kobiet z dziećmi. Gdy dotarliśmy do celu, dość szczegółowo zostaliśmy przeszukani przez ochronę, przeszliśmy przez bramki i wreszcie mogliśmy zacząć zwiedzanie. Oczywiście z przewodnikiem, który okrył przed nami tą niesamowitą kopalnię skarbów. 

Tłum również był. Ale trudno, staraliśmy się zapamiętać ile się dało(zdjęć nadal mało). Zachwyt gigantyczny. Znowu czuliśmy się przytłoczeni tym co widzieliśmy i ogromem informacji płynącymi ze słuchawek. 

 
Na koniec zwiedzania Watykanu odwiedziliśmy Bazylikę św. Piotra. Oczywiście Pieta Michała Anioła otoczona była dla odmiany tłumem turystów. Ogrom, przepych.
Ciekawe wrażenie robią zmumifikowane ciała papieży widoczne pod posadzką bazyliki.

Po zwiedzaniu Watykanu nie skorzystaliśmy z opcji „wieczór rzymski” i na własną rękę pospacerowaliśmy uliczkami Rzymu, a konkretnie dzielnicy Borgo. Przyjrzeliśmy się pięknym kamienicom, sentymentalnym zaułkom, zdążyliśmy okrążyć zamek św. Anioła. Odkryliśmy nawet mały market, gdzie woda i owoce (pyszne z resztą) miały ceny normalne i nie powodowały nagłego ataku rozpaczy, a w sklepie sprzedawano rzeczy kupowane przez prawdziwych Włochów a nie turystów – zapamiętałem kilka rodzajów świeżego pesto na wagę, świeże oliwki. Udało nam się cało i zdrowo wrócić metrem do parkingu a wieczorem odpocząć w hotelu.
Powrót autokarem do hotelu był dość ciężki, ponieważ zdecydowana większość wycieczki poszła na „wieczór rzymski”, czyli, mówiąc krótko, ochlej i wyżerkę ;) Mieliśmy zatem możliwość posłuchać przebojów włoskiej piosenki w wykonaniu wycieczkowiczów...

wtorek, 12 marca 2013

Włochy klasyczne - Dzień Czwarty - Rzym

Kolejnym punktem programu był Rzym. Autokar dowiózł nas pod stację metra i dalej mieliśmy poruszać się już koleją podziemną. I znów ostrzeżenia – uwaga na torby, aparaty, wchodzimy do metra! rozglądać się wszędzie, trzymać razem. Normalnie ekstremalne przeżycie - podróż metrem... Cóż.. Przejazd był szybki i bezproblemowy (choć wszyscy rozglądali się co i rusz i trzymali kurczowo torby - łącznie z nami). Po wyjściu ze stacji metra oniemieliśmy. Koloseum. Łuk Konstantyna. Już jesteśmy. Wiadomo- słuchawki, przewodnik itd. Zaczęliśmy od części starożytnej i Forum Romanum. Niesamowite, słuchaliśmy co, gdzie, kiedy, kto, szliśmy i wyobraźnia nam niesamowicie działała. Po przebiegnięciu części antycznej skierowaliśmy się w stronę kolejnych zabytków Rzymu.




 Niezliczone place (Navona, Hiszpański, Wenecki), fontanny, tłumy, wycieczki, kramy, uliczki, samochody, klaksony, gorąco i kryzys. Głównie chyba temperatura i odwodnienie. Pamiętamy jak rzuciliśmy się do sklepiku przy Fontannie di Trevi po coś do picia – tak na szybko, by nie zgubić się w tłumie – i szok mała woda, która kosztowała majątek (około 20 zł). Trudno, smakowała jak najlepsze piwo lub skok wyciśnięty ze świeżych pomarańczy. Z tego co pamiętamy załapaliśmy się też na jakieś lody w chwili wolnej – lody które były sorbetem. Były pyszne (choć obecnie ocena mogłaby być inna, ale głód i pragnienie robią swoje :P). Zabawne jakie rzeczy zostają w pamięci.