sobota, 9 marca 2013

Włochy klasyczne - Dzień Pierwszy - Wenecja

Na nasz pierwszy wspólny zagraniczny wyjazd (2006 rok) zdecydowaliśmy wybrać kierunek – Włochy. Ponieważ stwierdziliśmy że nie lubimy wylegiwać się na plaży, a zdecydowanie chcielibyśmy zobaczyć kawałek świata, padło na wycieczkę objazdową, zorganizowaną przez biuro podróży. Nasza wyprawa miała nazwę „Włochy klasyczne w 10 dni”. Program napięty, same atrakcje -Wenecja, Piza, Florencja, Rzym, Watykan, Neapol, Pompeje, Monte Cassino, Asyż i San Marino.

Przeszczęśliwi wsiedliśmy do autokaru i wczesnym rankiem wyruszyliśmy w drogę. Nad ranem, niewyspani, z na szybko umytymi zębami na stacji benzynowej, wysiedliśmy na parkingu gdzieś w Mestre pod Wenecją. Szybka instrukcja od pani Pilot co i jak: gdzie, ile, jak długo, co wolno, co nie. Następnie zamontowano nas na mały prom. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się już w samej Wenecji (pamiętam, że przybiliśmy do bardzo brzydkiego, betonowego portu – nie wyglądało to jak ze zdjęć ;) ), gdzie wręczono nam słuchawki, oraz odbiorniki i kazano udać się za licencjonowaną panią przewodnik.

 Szybka refleksja - kurcze jesteśmy w Wenecji "wow", ale nie ma nawet chwili żeby o tym pomyśleć bo czas leci i ruszamy. Tempo duże a tu dopiero 8 rano. Opatrzyliśmy się w grupie (jeszcze się nie znamy), ale sprawdzamy kogo mamy wypatrywać w tłumie jakby co.

Zaczęliśmy zwiedzanie na placu św. Marka (gdzie również zakończyliśmy naszą trasę)

I zaczął się ekspres – tu pałac tego, tu słynna wieża, tu Most Rialto, tu Wieża Dzwonnicza, tu Most Westchnień, tu mieszkał ten a tam tamten. Mózg nam się zaczął przegrzewać nie było nawet chwili na obejrzenie obiektu, a o zdjęciach już nawet nie wspominamy.
 Tłum w najbardziej popularnych miejscach napierał bardzo, wszędzie słychać było przewodników w różnych językach, tabliczki z nazwami biur podróży wystającymi ponad głowy turystów. Ałć. Na koniec „spaceru” atrakcja nr 1 czyli wypływamy gondolami. I tu znowu dramatyczne instrukcje: nie wstawać, nie odwracać się, nie kręcić, uważać z aparatem.
 Rejs mimo to był w miarę przyjemny, chwila spokoju i możliwość spojrzenia na Wenecję od strony kanału (jednak przyjemność ta jest zdecydowanie za droga na to byśmy kiedyś to jeszcze powtórzyli :P ).
 Mieliśmy nawet chwilę czasu wolnego, podczas którego zdążyliśmy zajrzeć w boczne uliczki (od placu św. Marka), gdzie niestety był tłum, ale większość czasu spędziliśmy na poszukiwaniu ubikacji (ostatecznie McDonald's), oraz jakiegoś skrawka krawężnika na którym dałoby się odpocząć. Nasze miejsce spotkania, było punktem zbornym innych wycieczek więc nasza wycieczka przez moment była międzynarodowa. Po powrocie do autokaru nogi nam odpadały, marzyliśmy o wykąpaniu się i położeniu się do łóżka. Nasz pierwszy nocleg był przyjemny, kolacja dobra, łóżko wygodne, ach i woda ciepła i mokra więc byliśmy w niebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz