Naszą podróż w poprzednim poście zakończyliśmy na Gubbio, a to jeszcze nie wszystko co we Włoszech widzieliśmy :)
Kolejnym punktem gdzie się zatrzymaliśmy było Urbino w gminie Marche. Miasteczko znalazł Jarek dzięki mapie Google, ale niestety mieliśmy duży problem z kempingiem. W okolicach słabo z noclegiem pod chmurką - głównie pod względem finansowym. Jednak zbliżaliśmy się do końca naszych wakacji, postanowiliśmy nie przejmować się i odpocząć na najbliższym kempingu, nie zważając na cenę...O kempingu wspomnimy później..
Rozbiliśmy namiot i pojechaliśmy do centrum miasteczka. Okolica bardzo przyjemna - pagórki, zieleń, w oddali widać już morze.
Centrum historyczne wpisane jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Odwiedziliśmy Pałac Książęcy (pokusiliśmy się na zwiedzanie Narodowej Galerii)
Resztę uliczek zwiedzaliśmy spokojnym spacerkiem, bez obecności turystów. Cudnie, że są tu także takie miejsca, gdzie ruch turystyczny jest znikomy :)
Urok Urbino tkwi w położeniu. Pięknie eksponuje się w promieniach zachodzącego słońca (wspaniała panorama z kempingu). Spokój, cisza. Jest to miejsce akurat na 1 popołudnie.
Po powrocie z Urbino chcieliśmy zregenerować się na naszym wypasionym kempingu. Niestety... nie dane nam to było.. Na basenie nie mieliśmy ochoty pływać, a oprócz tej atrakcji na kempingu Pineta nie ma nic:( (no jeszcze panorama Urbino). Warunki sanitarne najgorsze jakie mieliśmy do tej pory, brak zaplecza ze sklepem. Ogólnie słabo.
Wieczorem relaks z drzemką, książką, grillem i spacerem po okolicy.
Info praktyczne:
Koszt 39,5 euro (2 osoby, miejsce "L", auto przy namiocie) - ogólnie cenowo porażka :( a warunki kiepskie.
- basen
- kilka kilometrów do Urbino (można dojść pieszo)
- ładna panorama
- sanitariaty tragiczne (2 ubikacje tylko na "narciarza", prysznic-rura ze ściany, zimna woda)
- w miejscu "L" cień, dobre miejsce do rozbicia, ale trzeba uważać na zawieszenie