wtorek, 5 listopada 2013

Austria - Włochy 2013 - Dzień dziewiąty - Todi

Tego dnia od rana ruszyliśmy w dalszą trasę zwiedzać Umbrię. Tym razem punktem wypadowym miało być małe miasteczko na południu regionu nad jeziorem Corbara. Z Perugii do Civitello del Lago było około 80 kilometrów, trasa zajęła nam około godziny (kemping usytuowany jest na wzniesieniu). Po przyjeździe na miejsce niestety nie mogliśmy się zameldować i rozbić namiotu, gdyż nastąpił jakiś "mały problem" z wodą. Pan przeprosił nas na "5 minutek", ale po 15 nadal nie wracał. Po kolejnym kwadransie powrócił i  przyznał, że problem z wodą jest nieco większy, a w niedzielę nikt nie przyjedzie mu pomóc (był sam z obsługi). Ogólnie po 1,5 h pan skapitulował i z radością nas przyjął na kemping. Wolnych parceli nie było za dużo (jest to raczej mały rodzinny kemping),  był tłum ludzi (w sumie 90% Holendrów). Znaleźliśmy kawałek cienia pod jakimś drzewkiem owocowym i ruszyliśmy zwiedzać małe, średniowieczne miasteczko -Todi.

Miasteczko usytuowane jest wysoko na wzgórzu. Można podjechać na wygodny parking blisko murów (na parkingu pobiera się żeton). Trasa do zabytkowego centrum biegnie po schodach w górę, gdzie przekracza się kolejne fragmenty murów.


 Cudne widoki, ciche, spokojne uliczki, mały ruch turystyczny. Do tego zwiedzaliśmy miasteczko w godzinach popołudniowych, w związku z tym wszystko było zamknięte (nawet informacja turystyczna). Z Piazza del Popolo spacerowaliśmy swobodnie po wyludnionych uliczkach, chowając się w cieniu średniowiecznych budynków.
Spokojny spacer w upale zajął nam około 3 godzin. Późnym popołudniem wróciliśmy odpocząć na nasz nowy kemping. Tu się okazało, że wody na kempingu brak. Zakaz kąpieli (co było okrutne przy temperaturze 35 stopni). Właściciel kempingu - dojrzały Włoch zagadywał każdego osobiście, używając wszystkich zdolności komunikacyjnych, zwłaszcza gestów i przyjaznego poklepywania po ramieniu. Słychać go było z każdego punktu kempingu. Zastanawialiśmy się jak rodziny z małymi dziećmi(było wyjątkowo dużo dzieci) dadzą radę bez wody, ale nikt jakoś wielce się nie przejął. Dość szybko odkryliśmy, że w naszym namiocie mieszkają z nami różne ciekawe robaki, z mrówkami z okolicznego mrowiska na czele. Zasmakowały w naszych marnych posiłkach;)
 Info praktyczne:
Z kempingu do Todi jest ok. 20 km.

Kemping Il Falcone:
Cena - 26,4 euro (za 2 osoby, namiot i auto)
  • mały rodzinny kemping, przyjazna i pomocna obsługa :)
  • mało miejsca (trudny teren - pagórkowaty, krzaczasty), auto zostawia się przy recepcji - problem z miejscem do zaparkowania
  • mało sanitariatów (3 prysznice, 2 normalne toalety i 1 "na narciarza"), standardowo brak papieru. Sanitariaty zadbane. Oddzielnie pralnia z miejscem do zmywania naczyń.
  • mały basen (bardzo oblegany)
  • mini market (można zamawiać chleb i podstawowe produkty spożywcze, bardzo dobra kawa z ekspresu:) )
  • malownicza okolica
  • dużo holenderskich turystów

niedziela, 20 października 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień ósmy - Perugia

Po nocnej imprezie nad basenem, rano ciężko nam się wstawało (uczestniczyliśmy jako bierni słuchacze ;p). Poranny prysznic, w słabych okolicznościach łazienkowych, był zdecydowanie lepszą opcją niż wieczorny (więcej widać - co miało swe plusy i minusy ). Po śniadaniu ruszyliśmy do centrum według instrukcji pracownika z kempingu, na bezpłatny parking przy dolnej stacji mini metra.
 Perugia jest dość dużym miastem, zabytkowe centrum umiejscowione jest na wzgórzu górując nad nowymi dzielnicami. Nasz parking był rozległy (oprócz stacji mini metra działał duży targ obok), faktycznie za darmo. Ucieszeni i pełni energii postanowiliśmy do zabytkowej części miasta przejść się spacerkiem. Oczywiście nie mieliśmy mapy miasta (w przewodniku był tylko fragment ścisłego centrum). Byliśmy pewni, że żadna to filozofia dojść, ale niestety dane nam było zgubić się w tej części Perugii, która delikatnie mówiąc mniej nas interesowała. Pomogły nam znaki drogowe z napisem centro. Dalsza trasa była ciągle pod górę, po schodach, w słońcu, serce nam biło jak oszalałe, a pot kapał nawet z nosa ;) Udało nam się w końcu dotrzeć pod same mury obronne, gdzie znaleźliśmy przesmyk i po ponad godzinie wreszcie doszliśmy do Piazza Novembre (cali mokrzy). Tu spotkał nas tłum. Główny deptak starego miasta (Corso Vanucci) zapełniony jest sklepami, muzyką i turystami.
Czując się niekomfortowo, poszukaliśmy informacji turystycznej, zaopatrzyliśmy się w mapkę i ruszyliśmy w wąskie uliczki (sugerując się omijaniem zapchanych miejsc). O dziwo oprócz Piazza Novembre (z Katedrą i Fontanną Magiore) i Piazza Matteotti, reszta uliczek była opustoszała.
 Przy Piazza Italiana trafiliśmy na pchli targ, z prawdziwymi perełkami.





 Etruska brama niestety tym razem cała w remoncie :(
 Piękna panorama przy Viale Indipendenza i przy górnej stacji mini metra (Pincetto). Po kilkugodzinnym spacerze postanowiliśmy w nagrodę skorzystać z komunikacji metrem. Choć na prawdę jest mini:) Wszystko jest zautomatyzowane, wagoniki poruszają się po torach dosłownie co minutę. Do tego większa część drogi biegnie na otwartej przestrzeni, na pewnej wysokości, co daje wrażenie kolejki górskiej. Dojechaliśmy do końca trasy, skąd zawinęliśmy się na kempingowy odpoczynek.
Info praktyczne:
Cena biletu mini metro - 1,50 euro (w jedną stronę)
Informacja turystyczna - Via Matteotti

niedziela, 6 października 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień siódmy - W drodze do Umbrii

Tego dnia dość wcześnie zostaliśmy wyrwani ze snu przez sąsiadów holendrów. "Dzięki temu" już przed otwarciem recepcji byliśmy już gotowi do wymeldowania. Przed nami był spory kawałek do przejechania - cel Perugia, a GPS (przy opcji "oszczędzaj paliwo") wyliczył 450 km. Początkowo droga była przyjemna. Góry, dobra asfaltowa droga, co jakiś czas małe miasteczka. Jednak z czasem trasa zaczęła być coraz gorsza(droga pięła się ostro pod górę, serpentyny, zwężenia), co znacznie ograniczyło prędkość. Wjechaliśmy do parku narodowego, GPS tracił zasięg, a papierowej mapy brak.. W przewodniku mapy tylko fragmentaryczne, jechaliśmy na czuja. Kierowaliśmy się na Vicenzę i liczyliśmy na znaki. Udało się, a po wjechaniu na obwodnicę miasta, na szczęście GPS odnalazł normalną drogę. Trasa biegła przez Rawennę wzdłuż linii morza, a następnie dwupasmową drogą E45, niepłatną, ale w tragicznym stanie..
Po drodze zahaczyliśmy o stację benzynową, gdzie należało zapłacić z góry przed zatankowaniem. Pracownicy musieli mieć niezły ubaw obserwując polaków męczących się przy próbach obsługi dystrybutora (niestety wszystkie instrukcje są tylko po włosku).
Odcinek z Trydentu do Perugii niestety zajął nam cały dzień. Na szczęście dojazd do kempingu był wygodny (przy obwodnicy miasta). Tym razem wybraliśmy nocleg na kempingu Il Rocolo. I tu szok - zupełnie pusto. Na dużym terenie w gaju oliwnym widzieliśmy dosłownie 3 namioty. Miejsca było tyle, że mogliśmy przebierać. Cień dawały drzewka oliwne. Dość gęsto i głośno było za to nad basenem - wygląda na to że przyjeżdża tu bardzo dużo miejscowych. Padaliśmy ze zmęczenia.  Zwiedzanie Perugii  zostawiliśmy na następny dzień.

Info praktyczne:
Cena paliwa za litr - 1,8 euro

Kemping Il Rocolo:
 Cena - 25 euro (namiot, 2 osoby, auto, prąd)
  • Bardzo dużo miejsca, wygodne parcele
  • Blisko do prądu
  • Dobrze utrzymany teren (dobrze widoczne parcele, gaj oliwny)
  • Basen (nowoczesny, z barem, dj-em, ratownikiem, widokiem na miasto)
  • Sanitariaty...tragiczne..(goście, licznie przybywający z miasta na basen, korzystają również z tych samych sanitariatów) toalety (otwarte były tylko trzy, spłuczka nie wszędzie działa, bez butów strach wchodzić, papieru brak, uwaga na robaki); prysznice...ech (wieczorem ciemno, brak wieszaków i w ogóle jakichkolwiek udogodnień, metalowe ciężkie drzwi, rura ze ściany, woda uruchamiana łańcuchem, letnia woda, obuwie obowiązkowe:P). Może planują wyremontować, ale dla rodzin z dziećmi na razie nie polecamy.
  • Oddzielnie pralnia i umywalki do zmywania naczyń
  • W weekend w lipcu wieczorne imprezy nad basenem (dość głośno, ale można się dołączyć ;) )
  • Do centrum Perugii około 5 km
  • Duży market 10 min. spacerkiem
  • Wi-fi
  • Blisko kościół, w sobotę popołudniu słychać było co 15 min melodię wygrywaną na dzwonach (dla jednych ciekawostka dla drugich udręka)
  • Obsługa przyjazna, mimo tragicznych sanitariatów dobre miejsce na kemping blisko miasta

niedziela, 29 września 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień szósty - Trydent

Mieliśmy w planach ominąć to miasto, gdyż  chcieliśmy szybko dostać się do Umbrii. Dobrze się stało, że jednak zdecydowaliśmy się na przystanek w Trento.
 Trasa z Bolzano raczyła nas ciekawymi widokami (piękne góry i winnice). Ostatni odcinek w kierunku kempingu Laghi di Lamar wymagał dużej uwagi, a nasze auto znów mozolnie musiało piąć się pod górę ostrymi serpentynami. Kemping oddalony jest od miasta około 10 km, ale za to w bardzo malowniczych górskich rejonach. Szybko zameldowaliśmy się, rozbiliśmy nasz przemoczony namiot i  wyruszyliśmy na zwiedzanie Trento.
Przy centrum jest kilka bezpłatnych parkingów (wzdłuż rzeki)- my przez nasz wspaniały GPS trafiliśmy na płatny, duży parking  (Trento Fiere). Trasa od parkingu do ścisłego centrum wiodła przyjemnymi uliczkami. Akurat trafiliśmy na poranny targ, duży ruch - głównie okoliczni mieszkańcy. Temperatura z początku nas nie męczyła, ale to się niestety zmieniło..
Zwiedzanie zaczęliśmy od Piazza Fiera, minęliśmy fragment murów obronnych i skierowaliśmy się na najbardziej znany w Trydencie Piazza Duomo z fontanną Neptuna.

Wokół przyjemne kamieniczki i podcienia w których ukryte były liczne kawiarenki. Pokręciliśmy wokół placu, a następnie ruszyliśmy na poszukiwanie informacji turystycznej (przy via Belenzani). Poszukaliśmy broszur na temat miasta i zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Castello del Buonconsiglio (blisko ścisłego centrum). Po zakupie biletu krąży się po zamku swobodnie. Bardzo ciekawe zbiory sztuki z różnych epok, piękny dziedziniec, interesujące freski. Człowiek trochę przenosi się w czasie. Mały ruch turystyczny pozwala na spokojne zwiedzanie bez pośpiechu.




Wykupiliśmy opcję dodatkową na zwiedzanie wieży z freskami przedstawiającymi cykl miesięcy (Ciclo dei Mesi) z życia dworzan i okolicznych mieszkańców. Freski nie są wybitne, ale bardzo ciekawa jest ich historia opowiadana przez przewodnika - przedstawiają one idealny porządek społeczny według ówczesnego władcy. Po wyjściu z zamku odpoczęliśmy w pięknie utrzymanym przypałacowym ogrodzie.
Temperatura powoli nas przytłaczała, więc w godzinach popołudniowych zakończyliśmy nas spacer po Trydencie.
A na kempingu..:) 
Po powrocie okazało się, że rozbiła się na parceli obok bardzo ekspansywna holenderska rodzina. Podłączyli się do naszej puszki z prądem, byli wyjątkowo głośni i rozrywkowi. Ale po przyjacielskiej rozmowie rozróby nie było ;)
Mogliśmy wreszcie odpocząć i zjeść jakiś posiłek (z widokiem na góry). Żałujemy, że byliśmy w tej okolicy tylko 1 dzień. Teren jest bardzo bogaty w różne atrakcje, zwłaszcza dla ludzi, którzy lubią aktywny wypoczynek.

Info praktyczne:
Parking w centrum - ok. 1 euro za godzinę (5 euro za cały dzień)
Zamek - 5 euro za osobę (chyba potraktowano nas jako studentów) +1 euro zwiedzanie sali z freskami

Koszt 33 euro (auto, 2 osoby, namiot, prąd)
  • Duże wygodne parcele (miejsce z autem)
  • Dostęp do prądu
  • Na terenie sklep, restauracja i basen
  • Sanitariaty ok, ale trzeba się przyzwyczaić do braku papieru toaletowego - w zamian mini prysznice do obmywania muszli
  • Dużo kabin prysznicowych i toalet
  • Letnia woda pod prysznicem
  • 10 km od Trydentu (blisko przystanek autobusowy)
  • Malownicza okolica







niedziela, 8 września 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień piąty- Bolzano

W nocy odbył się test na wytrzymałość naszego namiotu. Burza na otwartej przestrzeni zawsze trochę stresuje (zwłaszcza M.), ale nasza Quechua nawet przy mocnym wietrze i deszczu nie drgnęła. Rano jak zwykle jeszcze przed otwarciem recepcji byliśmy przygotowani do wymeldowania (o 7 słychać bicie dzwonów kościelnych). Po 8 już ruszyliśmy w drogę do Włoch - pierwszy przystanek Bolzano. Przejechanie 190 km zajęło nam 4h..Trasa bardzo ładna - góry, doliny, pod koniec trasy winnice.
 Nie jechaliśmy autostradą (całe szczęście bo z trasy widzieliśmy ogromny korek na A22). GPS znów płatał figle - poprowadził nas przez centrum Bolzano na kemping, który był za miastem. 
Kemping Moosbauer okazał się dla nas dużym zaskoczeniem - pozytywnym i negatywnym. Miejsca na namiot mało, ale sanitariaty - wow. Dość szybko wcisnęliśmy nasz namiot w wolną przestrzeń przy parkingu i zawinęliśmy się na przystanek autobusowy do centrum. Trzeba się przyzwyczaić, że rozkład jazdy jest lekką wskazówką -  autobus i tak jedzie po swojemu, w końcu czujemy że jesteśmy we Włoszech :) . Dojazd zajął nam 15 min.
Co do miasta, to trochę nas rozczarowało. Opis z przewodnika charakteryzujący Bolzano jako "spokojną mieścinę" zupełnie nie pasował do tego co widzieliśmy. Okolica dworca autobusowego daje możliwość poznania wielokulturowych mieszkańców spędzających czas popijając najtańsze trunki ;) Piazza Walhter trochę zapchana, okolica placu z pomnikiem Walthera von der Vogelweide nie wyróżniała się niczym specjalnym. 
Zajrzeliśmy do kościoła Dominikanów, by obejrzeć średniowieczne freski.
Dalej zmierzyliśmy do Castel Moreccio, który usytuowany jest blisko centrum i otoczony jest przez winnicę.
 
Pospacerowaliśmy wzdłuż rzeki Talvera- jest tam przyjemny zacieniony deptak. Wróciliśmy z powrotem do centrum i tu znów lekkie rozczarowanie. Głowna ulica to typowo handlowy deptak pełen drogich sklepów i bogatych turystów.  Na szczęście znaleźliśmy też tanią pizzerię serwującą pizzę w kawałkach, więc napełniliśmy zbiorniki ;)
Wielkomiejski charakter Bolzano podkreśliła głośna interwencja karabinierów goniących jakiegoś przestępcę, a następnie odprowadzających go w kajdanach do radiowozu ;)

Pogoda zaczęła robić się nieco dziwna - zrobiło się parno i postanowimy wrócić odpocząć na kemping.
Prysznic nas ożywił, a trunki zrelaksowały. Nie przeszkadzało nam nawet, że musieliśmy siedzieć na parkingu, a w tle dobiegały nas niemieckie śpiewy znad basenu (w tym regionie trzeba się przyzwyczaić, że język niemiecki jest nadal dominujący). 
Sielska atmosfera nagle prysnęła, gdy zaczęło grzmieć i w ciągu chwili rozpętała się burza. Nasz namiot początkowo był dobrym schronieniem - wygodnie siedzieliśmy sobie w przedsionku, ale ulewa była tak wielka, że woda dosłownie płynęła przez kemping (kamieniste podłoże nie chłonęło zbyt szybko wody...) Wszystkie rzeczy musieliśmy pochować do sypialki lub powiesić gdzie się dało, bo nasza podłoga w przedsionku po 10 min była w wodzie. Na szczęście sypialka nie przesiąkła - ale  mieliśmy wrażenie spania na łóżku wodnym.

Info praktyczne:
Autobus do centrum - nr.201, bilet 1,5 euro (w jedną stronę)

Koszt - 33euro (2 osoby, mały namiot, auto)
  • mało miejsca dla namiotów (wspólna parcela, większe oddzielne miejsce dodatkowo płatne)
  • ciężko się rozbić - kamieniste podłoże
  • sanitariaty b. dobre (dużo kabin prysznicowych, zadbane toalety - z płynem do dezynfekcji deski, oddzielny pokój piękności z oświetlonymi lustrami, suszarkami i pufami + muzyka klasyczna w tle)
  • restauracja i mini market (ceny średnie, całkiem niezłe zaopatrzenie)
  • mały basen z animacjami dla dzieci (w j.niemieckim) bardzo zapchany
  • blisko na przystanek autobusowy (15 min do centrum)