niedziela, 8 września 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień piąty- Bolzano

W nocy odbył się test na wytrzymałość naszego namiotu. Burza na otwartej przestrzeni zawsze trochę stresuje (zwłaszcza M.), ale nasza Quechua nawet przy mocnym wietrze i deszczu nie drgnęła. Rano jak zwykle jeszcze przed otwarciem recepcji byliśmy przygotowani do wymeldowania (o 7 słychać bicie dzwonów kościelnych). Po 8 już ruszyliśmy w drogę do Włoch - pierwszy przystanek Bolzano. Przejechanie 190 km zajęło nam 4h..Trasa bardzo ładna - góry, doliny, pod koniec trasy winnice.
 Nie jechaliśmy autostradą (całe szczęście bo z trasy widzieliśmy ogromny korek na A22). GPS znów płatał figle - poprowadził nas przez centrum Bolzano na kemping, który był za miastem. 
Kemping Moosbauer okazał się dla nas dużym zaskoczeniem - pozytywnym i negatywnym. Miejsca na namiot mało, ale sanitariaty - wow. Dość szybko wcisnęliśmy nasz namiot w wolną przestrzeń przy parkingu i zawinęliśmy się na przystanek autobusowy do centrum. Trzeba się przyzwyczaić, że rozkład jazdy jest lekką wskazówką -  autobus i tak jedzie po swojemu, w końcu czujemy że jesteśmy we Włoszech :) . Dojazd zajął nam 15 min.
Co do miasta, to trochę nas rozczarowało. Opis z przewodnika charakteryzujący Bolzano jako "spokojną mieścinę" zupełnie nie pasował do tego co widzieliśmy. Okolica dworca autobusowego daje możliwość poznania wielokulturowych mieszkańców spędzających czas popijając najtańsze trunki ;) Piazza Walhter trochę zapchana, okolica placu z pomnikiem Walthera von der Vogelweide nie wyróżniała się niczym specjalnym. 
Zajrzeliśmy do kościoła Dominikanów, by obejrzeć średniowieczne freski.
Dalej zmierzyliśmy do Castel Moreccio, który usytuowany jest blisko centrum i otoczony jest przez winnicę.
 
Pospacerowaliśmy wzdłuż rzeki Talvera- jest tam przyjemny zacieniony deptak. Wróciliśmy z powrotem do centrum i tu znów lekkie rozczarowanie. Głowna ulica to typowo handlowy deptak pełen drogich sklepów i bogatych turystów.  Na szczęście znaleźliśmy też tanią pizzerię serwującą pizzę w kawałkach, więc napełniliśmy zbiorniki ;)
Wielkomiejski charakter Bolzano podkreśliła głośna interwencja karabinierów goniących jakiegoś przestępcę, a następnie odprowadzających go w kajdanach do radiowozu ;)

Pogoda zaczęła robić się nieco dziwna - zrobiło się parno i postanowimy wrócić odpocząć na kemping.
Prysznic nas ożywił, a trunki zrelaksowały. Nie przeszkadzało nam nawet, że musieliśmy siedzieć na parkingu, a w tle dobiegały nas niemieckie śpiewy znad basenu (w tym regionie trzeba się przyzwyczaić, że język niemiecki jest nadal dominujący). 
Sielska atmosfera nagle prysnęła, gdy zaczęło grzmieć i w ciągu chwili rozpętała się burza. Nasz namiot początkowo był dobrym schronieniem - wygodnie siedzieliśmy sobie w przedsionku, ale ulewa była tak wielka, że woda dosłownie płynęła przez kemping (kamieniste podłoże nie chłonęło zbyt szybko wody...) Wszystkie rzeczy musieliśmy pochować do sypialki lub powiesić gdzie się dało, bo nasza podłoga w przedsionku po 10 min była w wodzie. Na szczęście sypialka nie przesiąkła - ale  mieliśmy wrażenie spania na łóżku wodnym.

Info praktyczne:
Autobus do centrum - nr.201, bilet 1,5 euro (w jedną stronę)

Koszt - 33euro (2 osoby, mały namiot, auto)
  • mało miejsca dla namiotów (wspólna parcela, większe oddzielne miejsce dodatkowo płatne)
  • ciężko się rozbić - kamieniste podłoże
  • sanitariaty b. dobre (dużo kabin prysznicowych, zadbane toalety - z płynem do dezynfekcji deski, oddzielny pokój piękności z oświetlonymi lustrami, suszarkami i pufami + muzyka klasyczna w tle)
  • restauracja i mini market (ceny średnie, całkiem niezłe zaopatrzenie)
  • mały basen z animacjami dla dzieci (w j.niemieckim) bardzo zapchany
  • blisko na przystanek autobusowy (15 min do centrum)

1 komentarz:

  1. Uwielbiam morze, jednak gorskie widoki przebijaja zdecydowanie nadmorskie.
    Zazdroszcze wczasow pod namiotem, my ze wzgledu na dzieci jezdzimy zawsze do mobile home'ow.

    OdpowiedzUsuń