czwartek, 25 czerwca 2015

Trzy dni w Walencji

Po Tarragonie nadszedł czas na Walencję. Miasto przywitało nas zaniedbanymi przedmieściami widzianymi z okien pociągu i pięknym dworcem València Norte. Zachwyca on detalami na ścianach oraz umiejscowieniem - jest w centrum miasta:)


















Po przywitaniu się z Pere (właścicielem mieszkania z serwisu Airbnb) i szybkim rozpakowaniu rzeczy ruszyliśmy poznać miasto. Stare miasto lepiej zwiedzać z mapą - łatwo można ominąć jakiś punkt lub zaskakująco trafiać ciągle w podobne rejony. 

Co warto zobaczyć w Walencji?

  •  Plac Katedralny (Plaza de la Virgen). Przyjemne i spokojne miejsce, gdzie można było również skryć się przed słońcem. Warto obejść katedrę z każdej strony i obejrzeć trochę przytłaczającą  fontannę Neptuna ;)
























  • Brama Obronna ( Torres de Serranos)







  • Plac Ratuszowy (Plaza del Ayuntamiento): Bardzo łatwo do niego trafić, a w naszym przypadku chodząc swobodnie po mieście ciągle trafialiśmy na to miejsce.



Akcja policyjna (sprzątanie końskiej kupy na środku ruchliwej ulicy)


  • Narodowe Muzeum Ceramiki i Sztuk Pięknych (Museo Nacional de Ceramica y Artes Santuarias "Gonzalez Marti")




  • Rynek miejski (Mercado Central)




  •  Miasto Nauki i Sztuki (Ciudad de las Artes y las Ciencias): Dla nas totalne zaskoczenie. Kompleks składający się z 5 wielkich konstrukcji odbijających się w lazurowych wodach płytkich basenów. Niesamowite budynki, bardzo futurystyczne, w zależności od miejsca w jakim się stoi nabierają zupełnie innego kształtu. Koniecznie trzeba zobaczyć.






  •  Oceanarium: Jest to jedna z części kompleksu Nauki i Sztuki (najbardziej oddalona od centrum). Obiekt ten jest jednym z największych w Europie, można zwiedzić faunę mórz i oceanów wszystkich stref geograficznych. Cena biletu szarpie po kieszeni, ale my nie żałowaliśmy. Podobał nam się pokaz w delfinarium, niesamowite przejścia tunelami wokół pływających morskich stworzeń, Biełucha (maskotka tego miejsca), bogactwo i kolory w ogromnych podświetlanych akwariach i komfort zwiedzania mimo koszmarnego upału :P





  • Biopark: ważna uwaga! nie wolno wnosić na teren jedzenia (pracownicy parku sprawdzają zawartość plecaków) My o tym nie wiedzieliśmy i akurat na tą wycieczkę przygotowaliśmy sobie przekąski na cały dzień...część zjedliśmy, a resztę jedzenia niestety musieliśmy wyrzucić :( Na terenie Bioparku oczywiście są bary i punkty gdzie można kupić coś do jedzenia, ale wszystko od razu trzeba zjeść w wyznaczonych do tego miejscach.

Zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Bioparku z powodu "inności" tego ogrodu zoologicznego. Zwierzaki mają obszerne wybiegi, gdzie na danym terenie żyje razem kilka gatunków zwierząt. Do części obiektów można wejść (np. zagroda lemurów) i pobyć w towarzystwie zwierząt. Na nas niesamowite wrażenie zrobiła rodzina goryli oraz pływający hipopotam :) Sam Biopark jest piękny, wybiegi zwierząt dopieszczone z dbałością o szczegóły.
Jeden z barów z otwartym tarasem przy wybiegu żyraf:


  • Koryto rzeki Turia (Jardin es del Turia): Z powodu zalania przez Turię w połowie XX wieku postanowiono zmienić bieg rzeki, by nie zagrażała miastu. Koryto rzeki pozostało i postanowiono stworzyć tam miejsce odpoczynku i rozrywki dla mieszkańców (umiejscowienie dawnej rzeki jest wspaniałe - okala całe stare miasto). Można tam spacerować wśród zadbanej zieleni, pobiegać, pograć na kilku obiektach sportowych, pojeździć na rolkach czy rowerze, poćwiczyć jogę, zagrać na bębnach lub zorganizować przyjęcie dla znajomych. Wszystkie aktywności w przyjemnym zaciemnieniu. Również Centrum Nauki i Sztuki i Biopark znajdują się w dawnym korycie rzeki. 



              Plac zabaw - Guliwer:

  • Plaża i dzielnica portowa (Playa Las Arenas przy dzielnicy Cabanal): Postanowiliśmy również sprawdzić jak wygląda dzielnica portowa oraz spróbować zrelaksować się na plaży (nie jest to nasza ulubiona aktywność). Sam port jest zwyczajny,dzielnica Cabanal również nie zrobiła na nas większego wrażenia (nie mieliśmy siły bardziej zagłębiać się w tą część miasta). Pasmo plaż jest bardzo długie, więc nie trudno wybrać dla siebie spokojne miejsce na odpoczynek.




  • Królewskie Ogrody (Jardins del Reial): Kolejne świetne miejsce na spacer z dala od miejskiego zgiełku. Roślinność niesamowita! Pierwszy raz widzieliśmy passiflorę:)





Jedzenie picie:
W Walencji jest gdzie dobrze zjeść i napić się dobrego trunku (nawet dla wybrednego piwosza). My z racji, że średnio lubimy jadać w sztywnych restauracjach (zresztą niestety zazwyczaj nasz budżet nam na to nie pozwala) lubimy miejsca tańsze i najlepiej na wynos. Oczywiście zjedliśmy niezliczoną ilość paelli, próbując różnych smaków, łącznie z obowiązkową paella valenciana. Spróbowaliśmy też napoju horchata wytwarzanej z bulw nazywanych ziemnymi migdałami. Dobrze, że wzięliśmy mały kubek tego podobno "orzeźwiającego" specjału,  gdyż ciężki był dla nas do przełknięcia ;) Ale zależy oczywiście co kto lubi.




Pere- heh kilka słów jeszcze o naszym drugim miejscu z Airbnb. Mieszkaliśmy kilka dni w zupełnie pustym mieszkaniu. Dziwnie się czuliśmy, ba! nawet się martwiliśmy, bo po przywitaniu nas pierwszego dnia Pere zniknął. Nasi właściciele pojawili się dopiero ostatniego dnia. Byli b. przyjaźni jednak rozmowa z nimi była dość trudna, gdyż my nie znamy hiszpańskiego zaś oni angielskiego. 
Podsumowując Walencja nas zaskoczyła b.pozytywnie. Miasto jest b. zadbane i mimo swojej powierzchni nie czuliśmy się jak w wielkim mieście. Jest gdzie pochodzić, pozwiedzać, zjeść, odpocząć i to wszystko jakoś bez turystycznego zadęcia.

Info praktyczne:
  • bilet pociąg Tarragona-Walencja  - 21 euro (od osoby)
  • Informacja turystyczna - Plaza de la Reina i Plaza del Ayuntamiento
  • Bilet do Oceanarium  - 27,90 euro (od osoby)
  • Bilet Bioparc - 23,80euro (osoba)
  • Bilet autobus - 1,5 euro
  • Autobus kursujący między Centrum Nauki i Sztuki i Bioparkiem - numer 95
  • Paella na wynos 5 euro
Nocleg:
  • bardzo dobra lokalizacja
  • cicha dzielnica
  • klimatyzacja w mieszkaniu, ale w pokoju gorąco
  • pokój z małym balkonem
  • mili właściciele, ale kiepsko mówią po angielsku
  • brak właścicieli przez cały nasz pobyt