niedziela, 29 września 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień szósty - Trydent

Mieliśmy w planach ominąć to miasto, gdyż  chcieliśmy szybko dostać się do Umbrii. Dobrze się stało, że jednak zdecydowaliśmy się na przystanek w Trento.
 Trasa z Bolzano raczyła nas ciekawymi widokami (piękne góry i winnice). Ostatni odcinek w kierunku kempingu Laghi di Lamar wymagał dużej uwagi, a nasze auto znów mozolnie musiało piąć się pod górę ostrymi serpentynami. Kemping oddalony jest od miasta około 10 km, ale za to w bardzo malowniczych górskich rejonach. Szybko zameldowaliśmy się, rozbiliśmy nasz przemoczony namiot i  wyruszyliśmy na zwiedzanie Trento.
Przy centrum jest kilka bezpłatnych parkingów (wzdłuż rzeki)- my przez nasz wspaniały GPS trafiliśmy na płatny, duży parking  (Trento Fiere). Trasa od parkingu do ścisłego centrum wiodła przyjemnymi uliczkami. Akurat trafiliśmy na poranny targ, duży ruch - głównie okoliczni mieszkańcy. Temperatura z początku nas nie męczyła, ale to się niestety zmieniło..
Zwiedzanie zaczęliśmy od Piazza Fiera, minęliśmy fragment murów obronnych i skierowaliśmy się na najbardziej znany w Trydencie Piazza Duomo z fontanną Neptuna.

Wokół przyjemne kamieniczki i podcienia w których ukryte były liczne kawiarenki. Pokręciliśmy wokół placu, a następnie ruszyliśmy na poszukiwanie informacji turystycznej (przy via Belenzani). Poszukaliśmy broszur na temat miasta i zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Castello del Buonconsiglio (blisko ścisłego centrum). Po zakupie biletu krąży się po zamku swobodnie. Bardzo ciekawe zbiory sztuki z różnych epok, piękny dziedziniec, interesujące freski. Człowiek trochę przenosi się w czasie. Mały ruch turystyczny pozwala na spokojne zwiedzanie bez pośpiechu.




Wykupiliśmy opcję dodatkową na zwiedzanie wieży z freskami przedstawiającymi cykl miesięcy (Ciclo dei Mesi) z życia dworzan i okolicznych mieszkańców. Freski nie są wybitne, ale bardzo ciekawa jest ich historia opowiadana przez przewodnika - przedstawiają one idealny porządek społeczny według ówczesnego władcy. Po wyjściu z zamku odpoczęliśmy w pięknie utrzymanym przypałacowym ogrodzie.
Temperatura powoli nas przytłaczała, więc w godzinach popołudniowych zakończyliśmy nas spacer po Trydencie.
A na kempingu..:) 
Po powrocie okazało się, że rozbiła się na parceli obok bardzo ekspansywna holenderska rodzina. Podłączyli się do naszej puszki z prądem, byli wyjątkowo głośni i rozrywkowi. Ale po przyjacielskiej rozmowie rozróby nie było ;)
Mogliśmy wreszcie odpocząć i zjeść jakiś posiłek (z widokiem na góry). Żałujemy, że byliśmy w tej okolicy tylko 1 dzień. Teren jest bardzo bogaty w różne atrakcje, zwłaszcza dla ludzi, którzy lubią aktywny wypoczynek.

Info praktyczne:
Parking w centrum - ok. 1 euro za godzinę (5 euro za cały dzień)
Zamek - 5 euro za osobę (chyba potraktowano nas jako studentów) +1 euro zwiedzanie sali z freskami

Koszt 33 euro (auto, 2 osoby, namiot, prąd)
  • Duże wygodne parcele (miejsce z autem)
  • Dostęp do prądu
  • Na terenie sklep, restauracja i basen
  • Sanitariaty ok, ale trzeba się przyzwyczaić do braku papieru toaletowego - w zamian mini prysznice do obmywania muszli
  • Dużo kabin prysznicowych i toalet
  • Letnia woda pod prysznicem
  • 10 km od Trydentu (blisko przystanek autobusowy)
  • Malownicza okolica







niedziela, 8 września 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień piąty- Bolzano

W nocy odbył się test na wytrzymałość naszego namiotu. Burza na otwartej przestrzeni zawsze trochę stresuje (zwłaszcza M.), ale nasza Quechua nawet przy mocnym wietrze i deszczu nie drgnęła. Rano jak zwykle jeszcze przed otwarciem recepcji byliśmy przygotowani do wymeldowania (o 7 słychać bicie dzwonów kościelnych). Po 8 już ruszyliśmy w drogę do Włoch - pierwszy przystanek Bolzano. Przejechanie 190 km zajęło nam 4h..Trasa bardzo ładna - góry, doliny, pod koniec trasy winnice.
 Nie jechaliśmy autostradą (całe szczęście bo z trasy widzieliśmy ogromny korek na A22). GPS znów płatał figle - poprowadził nas przez centrum Bolzano na kemping, który był za miastem. 
Kemping Moosbauer okazał się dla nas dużym zaskoczeniem - pozytywnym i negatywnym. Miejsca na namiot mało, ale sanitariaty - wow. Dość szybko wcisnęliśmy nasz namiot w wolną przestrzeń przy parkingu i zawinęliśmy się na przystanek autobusowy do centrum. Trzeba się przyzwyczaić, że rozkład jazdy jest lekką wskazówką -  autobus i tak jedzie po swojemu, w końcu czujemy że jesteśmy we Włoszech :) . Dojazd zajął nam 15 min.
Co do miasta, to trochę nas rozczarowało. Opis z przewodnika charakteryzujący Bolzano jako "spokojną mieścinę" zupełnie nie pasował do tego co widzieliśmy. Okolica dworca autobusowego daje możliwość poznania wielokulturowych mieszkańców spędzających czas popijając najtańsze trunki ;) Piazza Walhter trochę zapchana, okolica placu z pomnikiem Walthera von der Vogelweide nie wyróżniała się niczym specjalnym. 
Zajrzeliśmy do kościoła Dominikanów, by obejrzeć średniowieczne freski.
Dalej zmierzyliśmy do Castel Moreccio, który usytuowany jest blisko centrum i otoczony jest przez winnicę.
 
Pospacerowaliśmy wzdłuż rzeki Talvera- jest tam przyjemny zacieniony deptak. Wróciliśmy z powrotem do centrum i tu znów lekkie rozczarowanie. Głowna ulica to typowo handlowy deptak pełen drogich sklepów i bogatych turystów.  Na szczęście znaleźliśmy też tanią pizzerię serwującą pizzę w kawałkach, więc napełniliśmy zbiorniki ;)
Wielkomiejski charakter Bolzano podkreśliła głośna interwencja karabinierów goniących jakiegoś przestępcę, a następnie odprowadzających go w kajdanach do radiowozu ;)

Pogoda zaczęła robić się nieco dziwna - zrobiło się parno i postanowimy wrócić odpocząć na kemping.
Prysznic nas ożywił, a trunki zrelaksowały. Nie przeszkadzało nam nawet, że musieliśmy siedzieć na parkingu, a w tle dobiegały nas niemieckie śpiewy znad basenu (w tym regionie trzeba się przyzwyczaić, że język niemiecki jest nadal dominujący). 
Sielska atmosfera nagle prysnęła, gdy zaczęło grzmieć i w ciągu chwili rozpętała się burza. Nasz namiot początkowo był dobrym schronieniem - wygodnie siedzieliśmy sobie w przedsionku, ale ulewa była tak wielka, że woda dosłownie płynęła przez kemping (kamieniste podłoże nie chłonęło zbyt szybko wody...) Wszystkie rzeczy musieliśmy pochować do sypialki lub powiesić gdzie się dało, bo nasza podłoga w przedsionku po 10 min była w wodzie. Na szczęście sypialka nie przesiąkła - ale  mieliśmy wrażenie spania na łóżku wodnym.

Info praktyczne:
Autobus do centrum - nr.201, bilet 1,5 euro (w jedną stronę)

Koszt - 33euro (2 osoby, mały namiot, auto)
  • mało miejsca dla namiotów (wspólna parcela, większe oddzielne miejsce dodatkowo płatne)
  • ciężko się rozbić - kamieniste podłoże
  • sanitariaty b. dobre (dużo kabin prysznicowych, zadbane toalety - z płynem do dezynfekcji deski, oddzielny pokój piękności z oświetlonymi lustrami, suszarkami i pufami + muzyka klasyczna w tle)
  • restauracja i mini market (ceny średnie, całkiem niezłe zaopatrzenie)
  • mały basen z animacjami dla dzieci (w j.niemieckim) bardzo zapchany
  • blisko na przystanek autobusowy (15 min do centrum)

wtorek, 3 września 2013

Austria-Włochy 2013 - Dzień czwarty - Heiligenblut

Każdy na pewno ma takie jedno ulubione miejsce z wakacyjnych podróży, do którego ze szczególnym sentymentem powraca w jesienne wieczory. Dla nas na pewno takim magicznym miejscem jest Heiligenblut - małe alpejskie miasteczko z charakterystycznym kościołem o strzelistej wieży. Mimo popularnej trasy widokowej, która przebiega przez tę okolicę, tłumów nie odczuliśmy.
Temperatura w nocy nieźle nas wymroziła w namiocie, ale dzięki temu już wczesnym rankiem byliśmy na nogach :) Postanowiliśmy zajrzeć do informacji turystycznej, by dowiedzieć się co ciekawego możemy w okolicy zobaczyć. Po drodze okazało się, że w centrum miasteczka jest dolna stacja kolejki linowej na Schareck (2606 m.n.p.m) - od razu zamarzyła nam się wycieczka na szczyt. Musieliśmy cofnąć się na kemping, by przygotować się na wysokogórskie temperatury..
 Mimo pięknej, słonecznej pogody nie było  kolejki do kasy i dość sprawnie mała gondolka wwiozła nas na Mittelstation Rossbach, gdzie przesiedliśmy się na kolejne gondolki wiozące już na sam szczyt. Po drodze niesamowite widoki, pod nami pasąca się zwierzyna, strumienie,a wokół góry! Wszędzie strzeliste szczyty.
Na szczycie panorama, z której widać (i niestety słychać) Grossglocner Hochalpenstrasse. Można pospacerować, wskrobać się na skałki i poobserwować okolicę. Można poczytać ciekawe informacje na temat formowania się Alp, składu mineralnego okolicznych skał, roślinności oraz poznać nazwy okolicznych szczytów. Szkoda, że wszystko w języku niemieckim.
Po sesji zdjęciowej zjechaliśmy do miasteczka. Pospacerowaliśmy po Heiligenblut i okrężną drogą poszliśmy na kemping.
A wieczorem grill i smakowite pyszności.

Przed spaniem tym razem przygotowaliśmy się znacznie lepiej na chłód. Kilka warstw + okrycie się ręcznikiem+ dodatkowy koc i kaptur na głowie i jakoś dało się wytrzymać :) W końcu jesteśmy w górach.

Info praktyczne:
 Czas przejścia z kempingu do centrum miasteczka - ok. 20 min.
 Kolejka na Schareck - 18,5 euro (od osoby w 2 strony) - wjazd ok. 30 min.