Co do chaosu zaczęło się już na lotnisku El Prat. Po wylądowaniu wychodzi się do hali odlotów (przylot i odlot nie jest oddzielony). Po bagaże musieliśmy przebić się przez całe lotnisko. Później trzeba uważnie wypatrywać oznaczenia R2 do kolejki do centrum. Po wyjściu na odpowiedniej stacji oczywiście poszliśmy w złym kierunku. W dzielnicy Eixample wszystkie skrzyżowania są bardzo podobne i na prawdę po wyjściu z metra czasem ciężko odnaleźć odpowiedni kierunek.
Pierwszy dzień w Barcelonie był też początkiem korzystania z serwisu airbnb. Mieliśmy lekki stres, bo nie wiedzieliśmy jak taki sposób noclegu będzie wyglądał w praktyce - jaki będzie nasz pierwszy gospodarz i jak będzie wyglądało mieszkanie. Okazało się, że Luciano był bardzo przyjazny, mieszkanie było takie jak opisano w ofercie internetowej, a dzielnica miała dobrą lokalizację. Była już późna pora, gdy resztką sił postanowiliśmy zbadać jeszcze okolicę. Po godzinie 23 ludzie tłumnie całymi rodzinami spacerowali po ulicach lub zalegali w ogródkach. Obserwowaliśmy wszystko bacznie i czerpaliśmy pierwsze chwile w tym podobno "magicznym" mieście, jednak Barcelona nas nie wciągnęła. Może to zmęczenie?
Następnego dnia już o 7 rano byliśmy gotowi do wyjścia (chyba z przyzwyczajenia - to dopiero pierwszy poniedziałek urlopu...). Ruszyliśmy w kierunku Placa de Catalunya i sławnej Rambli. Była wczesna pora więc wszędzie panowały pustki, handlarze dopiero się krzątali a pierwsze knajpki rozkładały krzesła. Naszły nas mieszane uczucia. Na placu fontanna wyłączona, ogromny budynek domu towarowego El Corte Ingles kojarzył się z betonowym więzieniem, brudno. Czytamy przewodnik i szukamy, patrzymy, idziemy dalej. Rambla też jest jeszcze pusta - mieliśmy szczęście, że udało nam się ją zobaczyć o takiej porze, w innych godzinach jest tu wielka rzeka ludzi. O tej porze dało się jeszcze zobaczyć całą szeroką aleję, czy detale poszczególnych budynków.
Zaglądaliśmy do uliczek odchodzących od Rambli szukając detali, zaułków i "magii".. Zajrzeliśmy oczywiście do hali targowej La Boqueria, gdzie sprzedawcy również dopiero się rozkładali. Pożywiliśmy się sokiem z owoców i podziwialiśmy kompozycje układane z różnych produktów na stoiskach (aż zrobiło się nam żal, że nie będzie okazji przygotować sobie własnoręcznie posiłków z tych smakołyków!).
Rambla kończy się kolumną Kolumba i w tym miejscu zaczyna się port w Barcelonie. Przeszliśmy się kawałek wzdłuż nabrzeża.
Kontynuowaliśmy spacer dzielnicą Barri Gotic, gdzie mroczne, wąskie uliczki mieszały się z szerszymi placami i alejkami. W knajpkach zaczynał się ruch - niektórzy ospale pili kawę inni piwo lub koniak.
Przy katedrze, jak na złość, straszyła "żywa reklama" promująca mistrzostwa świata w koszykówce - muzyka, wielka piłka i skacząca postać (mega łapa?) zaczepiająca przechodniów. Jednym słowem - kicha. Rozumiemy, że turystów tu i tak pod dostatkiem, ale nie wiem czy warto dla reklamy jakiegoś wydarzenia tak psuć klimat tego miejsca...
Po krótkiej wędrówce "Przebiliśmy się" na druga stronę Rambli i zajrzeliśmy do kolejnej dzielnicy - El Raval. Dzielnica, która jeszcze w latach 90-tych osnuta była złą sławą. Obecnie obszar bardzo się zmienia. Można zapoznać się z wielokulturowością tej dzielnicy (odkryć małe sklepiki ze specjałami z różnych stron świata, zjeść nietypowe potrawy, przysłuchać się wielu językom).
W dzielnicy El Raval warto odwiedzić Muzeum Sztuki Współczesnej MACBA, przejść się dziedzińcem oraz zajrzeć do sklepu przy muzeum (można znaleźć niesamowite perełki)
Zdążyliśmy wrócić akurat przed burzą i ulewą. Nogi w górę, szybka regeneracja i wychodzimy. Tym razem idziemy zobaczyć kolejny symbol Barcelony - Sagrada Familia. W parkach i na placach bardzo widoczne są duże grupy zielonych papug (są też bardzo słyszalne) - podobno są dużą udręką dla mieszkańców.
Sagrada Familia przywitała nas deszczowymi chmurami i tłumem turystów. Poziom wilgotności i irytacji z powodu zgiełku wszędobylskich ludzi z każdą minutą coraz bardziej wzrastał. Byliśmy bardzo zaskoczeni ogromem budowli, szczegółami fasady, która z każdej strony miała zupełnie inny charakter, dający znów poczucie chaosu i bałaganu (jak dla nas oczywiście). Do tego dźwigi i fragmenty betonowych ścian. Nie mieliśmy ochoty dogłębnie zwiedzać wnętrza kościoła tylko jak najszybciej zejść z drogi zachwyconym turystom.
W dzielnicy El Raval warto odwiedzić Muzeum Sztuki Współczesnej MACBA, przejść się dziedzińcem oraz zajrzeć do sklepu przy muzeum (można znaleźć niesamowite perełki)
Zdążyliśmy wrócić akurat przed burzą i ulewą. Nogi w górę, szybka regeneracja i wychodzimy. Tym razem idziemy zobaczyć kolejny symbol Barcelony - Sagrada Familia. W parkach i na placach bardzo widoczne są duże grupy zielonych papug (są też bardzo słyszalne) - podobno są dużą udręką dla mieszkańców.
Sagrada Familia przywitała nas deszczowymi chmurami i tłumem turystów. Poziom wilgotności i irytacji z powodu zgiełku wszędobylskich ludzi z każdą minutą coraz bardziej wzrastał. Byliśmy bardzo zaskoczeni ogromem budowli, szczegółami fasady, która z każdej strony miała zupełnie inny charakter, dający znów poczucie chaosu i bałaganu (jak dla nas oczywiście). Do tego dźwigi i fragmenty betonowych ścian. Nie mieliśmy ochoty dogłębnie zwiedzać wnętrza kościoła tylko jak najszybciej zejść z drogi zachwyconym turystom.
Skierowaliśmy się w stronę Szpitala Santa Creu i Sant Pau. Budynki zajmują gigantyczny obszar. My mieliśmy szansę obejrzeć tylko zewnętrzne fasady, ale one zrobiły na nas duże wrażenie - kafle, ornamenty, rzeźby.
Pozostałą część wieczornego spaceru zarezerwowaliśmy na Eixample i najbardziej znane budynki tej dzielnicy:
Casa Batllo
Casa Amatller
Casa Mila - trafiliśmy na remont, więc za dużo widać nie było ;(
Pozostałą część wieczornego spaceru zarezerwowaliśmy na Eixample i najbardziej znane budynki tej dzielnicy:
Casa Batllo
Casa Mila - trafiliśmy na remont, więc za dużo widać nie było ;(
Wiele z miejsc jakie odwiedziliśmy na pierwszy rzut oka może nie wzbudzać jakiś wielkich emocji i zachwytu, jednak wpatrując się w szczegóły można, przyznamy, docenić to ukryte piękno:
Wędrówkę zakończyliśmy wizytą w barze z rzemieślniczym piwem La Cervesera Artesana (całkiem niezłym swoją drogą!) gdzie spędziliśmy chwilę nad kufelkiem dyskutując o naszym pierwszym dniu w Barcelonie :)
Info praktyczne:
- lot Poznań - Barcelona około 2,5 h
- z lotniska El Prat do centrum Barcelony jechaliśmy kolejką R2
- bilet na 10 przejazdów w strefie 1 (T-10- cena10,30 euro)
- przewodnik po Barcelonie - Marek Pernal "Spacerownik historyczny Barcelona"
Luciano (Airbnb)
- b.dobra lokalizacja (koło stacji metra Girona i targu
- przytulne małe mieszkanko
- pokój z wyjściem na balkon (balkon wspólny z salonem)
- klimatyzacja na życzenie
- w pokoju duży wiatrak
- Szafa, biurko, duże wygodne łóżko
- szczelne okna (nie słychać ulicy)
- ładna i czysta kuchnia i łazienka (dostępna kiedy się chce)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz