Od
wczesnego poranka ruszyliśmy zwiedzać miasto.
Tym razem postanowiliśmy do miasta iść piechotą - jest na prawdę blisko, a po drodze można zjeść śniadanie w McDonaldzie na przeciwko kempingu - obsługa kiepsko mówiła po angielsku ;)
Rozpoczęliśmy od
spaceru po wzgórzach Mönchsberg górujących nad starówką.
Weszliśmy na trasę od ulicy Augustinergasse, minęliśmy mury
obronne i wkroczyliśmy w przyjemną zacienioną drogę (było to
ogromnym plusem z powodu panującego upału).
Trasa
ma kilka pięknych punktów panoramicznych.
Po
drodze mijaliśmy Muzeum Sztuki Nowoczesnej – z wątpliwej urody
rzeźbą na dziedzińcu (nam kojarzyła się jednoznacznie).
Jest też luksusowa restauracja. My jednak woleliśmy w spokoju odpocząć w cieniu drzew pokrzepiając się wodą.. Trasa doprowadza aż pod Hohensalzburg (monumentalnej twierdzy biskupiej)
Jest też luksusowa restauracja. My jednak woleliśmy w spokoju odpocząć w cieniu drzew pokrzepiając się wodą.. Trasa doprowadza aż pod Hohensalzburg (monumentalnej twierdzy biskupiej)
Może
będziemy żałować, ale nie pokusiliśmy się na zwiedzanie
twierdzy (wstęp 11 euro). Zeszliśmy na starówkę. Po drodze na
Festungsgasse zajrzeliśmy na mały klimatyczny cmentarz z
niesamowitymi katakumbami wykutymi w skale przy Peterskirche.
Obeszliśmy
również Residenz (pałac biskupi) z Residenzbrunnen (podobno
największą barokową fontanną w środkowej Europie). Niestety plac
wydaje się nieco pusty, zaś fontanna, lekko przytłaczająca - nie
oczarowała nas.
Dość
szybko minęliśmy też dom Mozarta przy Getreidegasse (ogromny tłum
turystów – zwłaszcza azjatyckich)
Skierowaliśmy
się na drugą stronę rzeki Salzach w kierunku kościoła św.
Sebastiana. Interesował nas cmentarz znajdujący się za kościołem,
gdzie pochowana została rodzina Mozarta. Pośrodku niewielkiego
cmentarza mauzoleum arcybiskupa (podobno Dietriecha), które wyłożone
jest w środku płytkami majolikowymi (dopiero w domu sprawdziliśmy
o co chodzi ;) ).
Dopadało nas zmęczenie, do tego woda się kończyła, a że była
niedziela sklepy były pozamykane... Jednak bardzo chcieliśmy wejść
na jeszcze jedno wzgórze, gdzie znajduje się klasztor Kapucynów.
Nie łatwo było znaleźć drogę... Przy Imbergstrasse między
kamienicami ujrzeliśmy schody wysoko pnące się w górę.
Postanowiliśmy zaryzykować i ruszyliśmy w górę (musieliśmy co
chwilę robić przerwy – w ukropie, już bez wody, dość ciężko
przychodził nam każdy stopień).
Jednak na szczęście trasa
zaprowadziła nas tam gdzie chcieliśmy. Spod klasztoru rozpościera się piękna
panorama miasta.
Gdy
zeszliśmy do centrum odkryliśmy mikro sklepik, gdzie dosłownie
rzuciliśmy się na lodówkę z wodą (cena również rzuciła nas na kolana,
ale trudno). Płyn postawił nas na nogi i trochę powłócząc
nogami zajrzeliśmy jeszcze raz do ogrodów Mirabell gdzie odkryliśmy
śmieszne rzeźby karłów.
Po drodze udało nam się jeszcze załapać na całkiem dobre lody i doczłapaliśmy się na kemping. Niestety było jeszcze przed 18 i wokół namiotu nie mogliśmy liczyć na cień. Jednak pod samochodem sąsiadów dało radę przeleżeć do zachodu słońca.
A
na koniec dnia skusiliśmy się na przysmak austriacki, który
zewsząd reklamuje sam Mozart – mozartkugeln (pralinka pistacjowa).
Info
praktyczne:
Hohensalzburg
11 euro
piwo
na kempingu stiegl 2 euro
mozartkugeln
0,50 euro
kebab
3,40 euro
Obowiązkowy punkt każdej wycieczki czyli McDonald zaliczony :) Piękne miasteczko, warto się tam wybrać choćby dla tych pralinek z Mozartem
OdpowiedzUsuńProszę paaaniii? A ta rzeźba na dziedzińcu to jest kupaaa? :P
OdpowiedzUsuńFajnie się podróżuje z wami, choćby tylko przez komputer...