Kolejnym
punktem programu był Rzym. Autokar dowiózł nas pod stację metra i
dalej mieliśmy poruszać się już koleją podziemną. I znów
ostrzeżenia – uwaga na torby, aparaty, wchodzimy do metra!
rozglądać się wszędzie, trzymać razem. Normalnie ekstremalne
przeżycie - podróż metrem... Cóż.. Przejazd był szybki i
bezproblemowy (choć wszyscy rozglądali się co i rusz i trzymali
kurczowo torby - łącznie z nami). Po wyjściu ze stacji metra
oniemieliśmy. Koloseum. Łuk Konstantyna. Już jesteśmy. Wiadomo-
słuchawki, przewodnik itd. Zaczęliśmy od części starożytnej i
Forum Romanum. Niesamowite, słuchaliśmy co, gdzie, kiedy, kto,
szliśmy i wyobraźnia nam niesamowicie działała. Po przebiegnięciu
części antycznej skierowaliśmy się w stronę kolejnych zabytków
Rzymu.
Niezliczone place (Navona, Hiszpański, Wenecki), fontanny,
tłumy, wycieczki, kramy, uliczki, samochody, klaksony, gorąco i
kryzys. Głównie chyba temperatura i odwodnienie. Pamiętamy jak
rzuciliśmy się do sklepiku przy Fontannie di Trevi po coś do picia
– tak na szybko, by nie zgubić się w tłumie – i szok mała
woda, która kosztowała majątek (około 20 zł). Trudno, smakowała
jak najlepsze piwo lub skok wyciśnięty ze świeżych pomarańczy. Z
tego co pamiętamy załapaliśmy się też na jakieś lody w chwili
wolnej – lody które były sorbetem. Były pyszne (choć obecnie
ocena mogłaby być inna, ale głód i pragnienie robią swoje :P).
Zabawne jakie rzeczy zostają w pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz