Na
koniec wyprawy „Włochy klasyczne” zaplanowano Asyż. Głównym
punktem było zwiedzenie Bazyliki św. Franciszka, ale przyznamy się,
że dyskretnie uciekliśmy by móc zobaczyć coś co nas bardziej
interesowało - urokliwe miasteczko. Było przecudnie cicho i pusto.
Zabudowa kamienna i piękna panorama co chwile ukazująca się między
budynkami.
Dodatki dodające uroku tego miejsca – małe sklepiki z
ceramiką, pięknie wydecoupagowane tabliczki przedstawiające
właścicieli budynków, drzewa wkomponowane w kamień.
Mieliśmy
jednak tylko chwilę na zapoznanie się z otoczeniem, gdyż jeszcze w
drodze powrotnej do Polski musieliśmy zajrzeć do San Marino, gdzie
jedyną okazją miał być zakup głównie alkoholu w strefie
bezcłowej. Pamiętamy jak wjeżdżało się ostro pod górę. I
pamiętamy sklepy z tabliczkami po Polsku „zapraszamy na darmową
degustację”. Pozwoliliśmy sobie nie skorzystać i odpoczęliśmy
w cieniu drzew czekając na powrót wycieczki.
Następnego dnia po
nocy w autokarze nasza wycieczka się zakończyła w Łodzi.
Podsumowując
była to bardzo intensywna wycieczka. Zdobyliśmy ogromną wiedzę na
temat zabytków, ale prawdziwych Włoch nie poznaliśmy. Mieliśmy
wrażenie, że podczas całej tej wyprawy spotykaliśmy mnóstwo
ludzi – ale były to tłumy turystów z całego świata a nie Włosi
(no sporadycznie pan w sklepie czy pan kelner). Jednak dzięki tej
wyprawie wiedzieliśmy, że do Włoch wrócimy, ale już na własną
rękę, z własnym programem i z przewodnikiem - w ręku.
Dla
kogo taka wycieczka?
Dla
osób ciekawych świata, ale nie mających odwagi i czasu na
zaplanowanie własnej podróży. Wszystko podane na tacy –
wybieramy wycieczkę i program, który nas ciekawi, reszta już nas
nie interesante (dojazd, ceny, trasy, nocleg, posiłki, bilety
wstępu). Trzeba jednak pamiętać, że jest to opcja dla osób o
dobrej kondycji. Wycieczka jest nastawiona na to, by każdy punkt
programu odhaczyć i nie ma czasu na głębsze zastanowienie.
Przewodnicy w większości bardzo ciekawie opowiadają o miejscach,
ale nikt normalny nie jest w stanie wszystkiego zapamiętać (dlatego
warto zabrać ze sobą dodatkowo przewodnik). Czyli „Tu byłem,
zobaczyłem i nic więcej nie pamiętam”. Ach i jest to opcja dla
osób społecznie otwartych (na polskie klimaty wycieczkowe), nas
nerwy brały – trudno zrozumieć czasem roszczeniowy charakter i
ciągłe pretensje zupełnie bezpodstawne (śniadanie jest
kontynentalne dlatego nie ma jajecznicy na śniadanie; schaboszczaka
nie podają na kolację, bo to nie Polska; jak nie wolno wchodzić do
basenu, to nie właźcie; powolne mówienie do kelnera po polsku nie
pomoże mu w zrozumieniu języka polskiego itd. itp.) Są też takie
miejsca, gdzie po prostu bezpieczniej jest się wybrać na wycieczkę
zorganizowaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz