Następnego
dnia rano, po śniadaniu kontynentalnym, z motelu przy autostradzie
ruszyliśmy dalej do Pizy. Campo dei Miracoli zaskoczyło nas
kontrastem między bielą Katedry, Baptysterium i Krzywej Wieży a
zielenią trawy.
Cała trasa od parkingu upstrzona była kramami,
ciemnoskórymi sprzedawcami podróbek zegarków czy toreb Gucci.
Nielegalni
sprzedawcy to prawie temat na osobny wpis. Oczywiście pani
przewodnik ciągle ostrzegała przed kupowaniem od nich czegokolwiek,
ponieważ mandat w wysokości kilku tysięcy euro płaci też
kupujący.
Panowie
byli całkiem nieźle zorganizowani. Przykładowo jeden chodzi sobie
z całą otwartą teczką zegarków, inny ma torebki rozłożone na
prześcieradle ktoś nagle krzyczy „policja” i po chwili mamy
pana spacerującego z teczką pod pachą i drugiego z workiem na
plecach, a najczęściej nie widać już nikogo ;)
Wracając
do tematu.
Mieliśmy
okazję zwiedzić katedrę i Baptysterium.
Krzywa Wieża była dla
zainteresowanych (chętnych było bardzo wielu – wpuszczano na
wieżę tylko grupę osób co pół godziny – wiadomo, wieża jest
krzywa, ale tylko do pewnego stopnia, nie chcemy mieć Bardzo Krzywej
wierzy w Pizie, albo co gorsze Poziomej Wieży w Pizie). My w tym
czasie zapuściliśmy się znów w najbliższe uliczki zerknąć jak
wygląda życie obok wydeptanych turystycznych szlaków. Była to
chyba pierwsza nasza wizyta we włoskim mieście – ale takim gdzie
widać nie tylko turystów i sprzedawców, ale też normalne
codzienne życie. Niestety mieliśmy tylko tyle czasu, żeby przejść
się do końca jednej z ulic i wrócić z powrotem na Campo dei
Miracoli, ale i tak zrobiło to na nas bardzo pozytywne wrażenie.
Ach, byśmy zapomnieli, popełniliśmy prawdziwą zbrodnię gdyż
jako chyba jedyni w okolicy nie zrobiliśmy sobie zdjęcia a'la „ojej
wieża się przekrzywia a ja ją podtrzymuje”. Wizyta w Pizie była
krótka i dzień zakończył się powrotem do kolejnego hostelu w
dość przyjemnej miejscowości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz